Lubię sierpień.
Nie za upały. Nie za słońce. Ale za jego miękkość.
To miesiąc bez presji – już nie szalony lipiec, ale jeszcze nie zabiegany wrzesień.
Sierpień to dla mnie czas:
– porannej herbaty z widokiem na puste miasto,
– chodzenia boso po rosie na wsi,
– dziecięcego śmiechu mieszającego się z cykaniem świerszczy,
– i tej myśli w głowie: „Zaraz coś się zmieni”.
Bo zmienia się dużo.
Nie tylko pogoda, światło i poranki.
Zmienia się coś we mnie –
bo mój mały chłopczyk już za chwilę zrobi swój pierwszy krok w stronę szkoły.
Zacznie zerówkę.
I choć to nadal zabawa, kolorowe kredki i dużo śmiechu –
gdzieś tam z tyłu głowy wiem, że zaczyna się nowy rozdział.
🍃 Bez ciśnienia, bez planu
W sierpniu nie planuję zbyt wiele.
Czasem tylko coś sobie zapisuję – jakiś pomysł, ulotną myśl, kilka słów, które przelatują przez głowę między praniem, a wieczornym światłem wpadającym do salonu.
Nie gonię weny.
Przychodzi, gdy jej nie szukam.
Często w najmniej spodziewanym momencie – gdy robię herbatę, plewię ogródek u rodziców albo gdy synek biega z autkami w rękach.
I myślę sobie, że sierpień ma w sobie zgodę na bycie niedoskonałym.
Na zwolnienie.
Na łapanie chwili.
Na to, żeby po prostu być.
✨ A Ty? Co czujesz w sierpniu?
Masz już w głowie wrzesień? Czy jeszcze łapiesz lato?
Daj znać. Może masz swój sierpniowy rytuał.
Może też jesteś w tym „między” –
między bieganiem po łące a kompletowaniem wyprawki.
Uściski z mojej sielskiej strony 🌿
Justyna